Polski bahaita w Indiach


Mam na imie Marcin. Jestem bahaita od ponad roku. Od tego czasu dużo sie dzieje w moim zyciu. Jednym z takich wydarzeń byla moja sluzba w Bahaickim Domu Modlitwy w Indiach w New Delhi, nazywanego potocznie Swiatynia Lotosu, a zwanego tak poniewaz inspiracja dla architekta byl kwiat lotosu.

Sluzba w tym miejscu byla czyms niesamowitym, jak również sam pobyt w Indiach. Od pierszych chwil byl to czas wspanialych odczuc. Wszysko bylo inne w porownaniu z Europa. Powietrze mialo inny zapach, slonce ukryte za mgla, ogromna ilosc ludzi na ulicach. Wszedzie lezace smieci, brak zasad ruchu drogowego, mnostwo zwierzat, psow, kotow, ''swietych krow'', malpek... Wielki, wielki ruch! Mozna powiedziec: kontrolowany chaos - bylo naprawde przyjemnie. Moglbym tu napisac kilka stron, moze kiedys bede mial okazje.

A co do sluzby w Swiatyni to podobnie jak z opisywaniem Indii - pisac mozna wiele, ale po krotce: to byly najwspanialsze chwile w moim zyciu, a to za sprawa Wiary Baha'i i bahaitow, ktorych mialem okazje spotkac podczas sluzby. Doswiadczylem tam niespotykanego zjawiska. Ludzie z calego swiata lacza sie we wsolnej Sprawie, majac w sercu Boga i Baha'u'llaha: sluzyli, nauczali, smiali sie, chodzili na zakupy, toczyli normalne zycie. Byli jak rodzina. Bylo to cos niesamowitego. Nosze to w moim sercu i wracam tam myslami, gdy chce poprawic sobie nastoj na lepsze.

I jeszcze raz: moglbym napisac wiecej, ale w tym momencie przepraszam, moze w przyszlosci cos wyplynie ze mnie, a Wy to przeczytacie. Dziekuje.

Marcin Góra















No response to “Polski bahaita w Indiach”